Recenzja filmowa nr 621: Ballerina. Z uniwersum Johna Wicka (PLAKAT) - Reporter-24.pl
Wiadomości
wszystkie

Recenzja filmowa nr 621: Ballerina. Z uniwersum Johna Wicka (PLAKAT)

Recenzja również na: mediakrytyk.pl

Nasze poprzednie recenzje alfabetycznie

Iinformacje i plakat

 

Tytuł filmu jest nieco karkołomny, z drugiej jednak strony idealnie podsumowuje, czego można się po nim spodziewać. Jeśli komuś podobały się poprzednie cztery produkcje z Keanu Reevesem, to i tym razem powinien być usatysfakcjonowany, bo to prawie dokładna powtórka z rozrywki, tylko z innym bohaterem.

A właściwie bohaterką, bo w tym filmie pierwsze skrzypce gra Eve, wyszkolona na zabójczynię balerina, która łamie zasady, narzucone je przez „mocodawców” i wyrusza na samotną misję pomszczenia śmierci ojca. To jest nie tyle zarys fabuły, co cała fabuła, bo każdy zorientowany w temacie widz wie, że w tych filmach nie chodzi o psychologię i intrygę. Przyszliśmy na soczyste sceny akcji i tak jak poprzednio je dostajemy.

Co prawda na pierwszy efekt „wow” musiałam czekać jakieś pół godziny, ale było warto, od tego momentu było też coraz lepiej. Wartkie tempo, dynamiczny montaż, doskonały dźwięk, idealnie dopracowana choreografia i to, na co zawsze liczę przede wszystkim, czyli kreatywność. Zdaję sobie sprawę jak trudno obecnie wymyślić coś nowego w kinie akcji i zachwycić widza, a jednak w tej franczyzie nadal się to udaje. Kilka sekwencji na zawsze wbiło mi się w pamięć, jak choćby fantastyczna scena z granatami, czy miotaczami ognia. Przed seansem zastanawiałam się też, czy płeć naszej bohaterki będzie miała znaczenie, w końcu seria znana jest nie tylko ze strzelanek, ale i walk wręcz. Jeśli wierzyć internetowi, wcielająca się w główną rolę Ana de Armas ma niecałe 1,70 m, a mierzy się z facetami dwukrotnie szerszymi w barach, którzy się przy tym z nią nie patyczkują. Na szczęście już na początku filmu zwraca się na to uwagę i wyraźnie zaznacza, że Eve, by stawić czoło przerośniętym przeciwnikom, musi stosować sztuczki, podstępy i bardzo nieczystą grę. W końcu to nie igrzyska olimpijskie, tylko świat płatnych zabójców. Przez to tylko podnosi się poziom kreatywności poszczególnych scen, jak choćby tej, w której Eve masakruje oponenta za pomocą łyżwy.

Podsumowując; podobało mi się, bo dostałam dokładnie to, po co przyszłam, czyli solidną dawkę kinowej adrenaliny, podaną w profesjonalny i pomysłowy sposób. Bardzo chętnie wrócę po więcej.

(Ala Cieślewicz)

Reż. Len Wiseman

Ocena: 7/10